piątek, 30 maja 2014

3. "Nie zabronię ci nigdzie iść... [...] i tak zrobisz, co zechcesz"

Chwilę się wahałam, ale w końcu postanowiłam iść i otworzyć. Ku mojemu zdziwieniu przede mną nie stanął mój kuzyn, a inny, lekko uśmiechnięty brunet.
- Ryland? - zapytałam z lekkim zdziwieniem. Chyba dobrze zapamiętałam jego imię... Chłopak się uśmiechnął.
- Ell nie wspominał, że wpadnę? - zapytał z lekkim zdziwieniem.
- Nie... Nic nie mówił. - odpowiedziałam i pokręciłam sprzecznie głową. Nic takiego sobie nie przypominałam, a pamięć miałam dobrą.
- W takim razie.. Nie chcę przeszkadzać, tylko muszę wziąć coś od Ell'a... Umm, jeśli chcesz się upewnić, ogółem mi nie wierzsz, to zadzwoń do niego. - oznajmił dalej uśmiechnięty.
- A nie, spoko... Jeśli Ellington ci ufa... Ja również. - uśmiechnęłam się lekko. - No to leć. - uśmiechnełam się z lekka z rozbawieniem, wtedy chłopak przytaknął i poszedł na górę. Ja wróciłam do kuchni i spojrzałam na telefon: "jedna nowa wiadomość"
Od: Dylan: "Więc dasz mi te szansę?". Po moich policzkach ponownie zaczeły spływać łzy... Teraz sama nie wiedziałam, co myśleć, z jednej strony bardzo mi go brakowało, ale z drugiej wciąż nienawidziłam go za to, co zrobił. Po tym wszystkim... Wcześniej byliśmy, jak brat z siostrą.
- To ja już... Łoo... Co jest? - zapytał zdziwiony Ryland, który właśnie wszedł do kuchni, nie wiem czy na szczęście, czy przeciwnie.
- Hej... Co sie stało? - zapytał niepewnie i podszedł do mnie.
- Nic, tylko... - wymamrotałam cicho, nie wiedziałam, co mu powiedzieć, co powinien wiedzieć i tak dalej..
- Olivia... - jednak tym razem nic nie odpowiedziałam.
- No jasne... Rozumiem... Nie mam pojęcia, o co chodzi, ale... - tutaj na chwię się zaciął. Spojrzał na mnie i westchnąl cicho, ja nadal miałam spuszczony wzrok. - Ehh... Jeśli chodzi o chłopaka, to pamiętaj, że żaden nie jest warty twoich łez. - powiedział miło, lekko 'pogłaskał' mnie po ramieniu i powoli udał się w stronę wyjścia. To był on... Wczoraj...
-  Ryland... - wymamrotałam cicho, na co brunet się odwrócił, wtedy szybko do niego podeszłam i przytuliłam się do niego. Nie wiedziałam, co może sobie teraz pomyśleć...
- Nie płacz... - powiedział tylko tyle i mnie przytulił, to było coś wspaniałego z jego strony. Staliśmy tak jeszcze przez jakiś czas i póki co nie miałam zamiaru tego przerywać, ale obydwoje usłyszeliśmy dźwięk mojego telefonu, niepewnie odsunełam się od bruneta, a następnie sięgnełam po komórkę, tym razem dzwonił Ell. Szybko odebrałam:
- Olivia? - usłyszałam głos kuzyna, od razu mimowolnie lekko się uśmiechnęłam.
- O co chodzi? - zaptałam cicho.
- Bo jest sprawa... Jesteś zajęta?
- Niee... O co chodzi? - westchnęłam cicho.
- Za niedługo powinien przyjść do ciebie Ryland, on tylko weźmie coś ode mnie i to wszystko. - wyjaśnił.
- Spóźniłeś się. - spojrzalam na Rylanda.
- Jak to? - zapytał zdziwiony.
- On właśnie tu jest. - uśmiechnełam się lekko.
-  Poważnie? Ooo... Too...
- Mniejsza. Kiedy wrócisz? - zapytałam.
- Pewnie wieczorem.
- No spoko. To do zobaczenia. - uśmiechnełem sie lekko, po czym się rozłączyłam i po chwili spojrzałam na Rylanda.
- To ja się będe... - zaczął i powoli zaczął się cofać, ale mu przerwałam.
- Ryland...
- Tak? - uśmiechnął się przyjaźnie.
- Mógłbyś jeszcze ze mną zostać..? - czy to było głupie? Tak, to było bardzo głupie. - To znaczy... Jeśli nigdzie ci się nie spieszy... - dopowiedziałam, zanim zdążył odpowiedzieć i lekko przegryzłam dolną wargę. Cały czas patrzyłam na niego z nadzieją.
- Umm... - wyraźnie się zdziwił.
- Przepraszam za to pytanie i ogólnie moją 'śmiałość', ale... Jestem tu od wczoraj, znam tylko was i Ellingtona, a jego nie ma... A ja nie chcę być teraz sama... - wyjaśniłam, na co chłopak od razu się uśmiechnął nieco szerzej.
- No jasne, jeśli chcesz, zostanę. - odpowiedział.
- Naprawdę? To znaczy... Jeśli masz jakieś inne plany lub po prostu nie chcesz, to w porządku, nie ma problemu. - zaczełam trochę dziwnie gadać... To było dziwnie.
- Naprawdę, naprawdę, nie ma problemu. - dobra Olivia, zgodził się, możesz już się zamknąć. - To... Będziemy tu tak stać, czy..? - miał rację. Nie miałam pojęcia dlaczego tak się zachowywałam... A tak, może dlatego, że wczoraj o mało nie pocałowałam się z jego starszym bratem? Może...
Razem z Lynch'em przeszliśmy do salonu i tam wygodnie się rozsiedliśmy.
Czas mijał nam szybko, co znaczy, że znaleźliśmy ze sobą wiele wspólnych tematów, co właściwie nie było niczym nadzwyczajnym, gdyż był ode mnie tylko rok starszy. Cóż, z początku było trochę dziwnie, ale później okazało się, że Ryland jest naprawdę świetnym chłopakiem, jako i jego bracia... Brat, Rocky. Bo właściwie tylko jego miałam okazję jako tako poznać. Nim się obejrzeliśmy wybiła dwudziesta.
- Słcuchaj, późno już, chyba powinienm wracać, hmm.. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś spędzimy podobnie czas. - oznajmił i uśmiechnął się przyjaźnie. Jeszcze przez kilkanaście minut rozmawialiśmy, umawialiśmy się na kolejne ewentualne spotkanie. Po tym wyszedł, jednak nie zdążyłam zrobić nic konkretnego, bo po chwili do domu wrócił Ellington.
~~~
Życie tutaj mijałi wolno, dziwnie, mimo to, że zawsze był przy mnie mój kuzyn, dziwnie się tutaj czułam, bo czułam, że jestem tutaj niechciana... Czy jakoś tak. Nie chciałam wracać do domu, ale pomyślałam, że tak będzie lepiej, ale do tego i tak jeszcze dużo czasu... Muszę czekać do mojej osiemnastki.
Ten dzień rozpoczął się bardzo podobnie, jak każdy inny. Obudziłam się koło dziewiątej, wstałam, zrobiłam sobie mój tradycyjny makijaż, ubrałam się, wystroiłam i biorąc do ręki komórkę zeszłam na dół, chciałam zjeść jakieś śniadanie.
Schodząc na dół usłyszałam głos mojego kuzyna, ale również głos jakiejś dziewczyny, której nie kojarzyłam. Mimo wszystko zeszłam na dół i weszłam do kuchni. Zobaczyłam tam oczywiście Ellingtona i jakąś blondynkę. To ona zauważyła mnie pierwsza i od razu się uśmiechnęła, później dopiero Ell.
- O, dzień dobry! - odezwał sie brunet i podszedł do mnie i przytulił. Hmm, właśnie tak się witaliśmy, więc odwzajemniłam uścisk. - A właśnie... - zrobił krok do tyłu. - Olivia, to Rydel, której nie miałaś jeszcze okazji poznać. Rydel, to Olivia. - przedstawił nas, a następnie Rydel do mnie podeszła uśmiechnięta i uścisnęłyśmy sobie dłonie.
- Bardzo miło mi cię w końcu poznać. - powiedziała wesoła. Szczerze? Na moje oko była trochę dziwna...
- Ciebie też... Czekajcie... Wy... Jesteście razem? - spojrzałam na nich, lekko unosząc brew, na co oboje się zaśmiali.
- My? Niee... - zaprzeczyła od razu blondynka.
- Dobraa... - odparłam z lekka podejrzliwie.
- Spokojnie, Ellington jest dla mnie jak piąty brat. Kocham go, ale jak brata. - wyjaśniła wesoła, położyła dłoń na jego ramieniu, a następnie lekko się do niego przytuliła.
- Właśnie, Rydel jest moją siostrzyczką. - dodał równie wesoły Ell.
- Dobrze... Mniejsza, nie przeszkadzajcie sobie, przyszłam tylko po jakieś śniadanie, zaraz się stąd zmywam. - powiedziałam szybko, po czym zabrałam się za robienie czegoś do jedzenia, po czym szybko poszłam na górę, do siebie. Po krótkiej chwili zorientowałam się, że nie mam przy sobie telefonu, co oznaczało, że musiałam zostawić go na dole, w kuchni. Trochę leniwie wyszłam z pokoju i cicho zeszłam na dół, ciekawiło mnie tylko, co ciekawego tam zastanę.
Tak, jak myślałam! Wchodząc do kuchni zobaczyłam Ell'a i Rydel, którzy się... Całowali, oparłam się ramieniem o ramę drzwi i uśmiechnęłam, zauważając również mój telefon.
- No ja to bym brata nie całowała. - powiedziałam może i złośliwie, a wtedy para odsunęła się od siebie i spojrzała na mnie.
- To nie tak... - zacząl Ell.
- Dobra, spokojnie, jesteś dorosły, rób co chcesz. - odparłam lekko rozbawiona.
- Ale Olivia, my nie jesteśmy razem. - powiedziała poważnie Rydel,
- Czyli całowaliście się tak... Po przyjacielsku, albo jak rodzeństwo? - podeszłam do stołu i wziełam komórkę.
- No dobra... Jesteśmy razem. - przyznała Rydel. - Ale moi bracia nie mogą się o tym dowiedzieć... Jasne?! - nie lubię jej.
- Ponieważ..? - tak, byłam ciekawa. To chyba nie moja wina, że interesowało mnie, dlaczego przyjaciele mojego kuzyna nie mogą wiedzieć, że jest z ich siostrą.
- Bo zabiją mnie, kiedy się o tym dowiedzą. - wyjaśnił.
- Przesadzasz... Poza tym, jeśli to twoi przyjaciele...
- To są moi przyjaciele, ale Delly jest ich jedyną siostrzyczką, więc... - powiedział Ell. Poważnie? To śmieszne...
- Dobra... Nie wnikam... - uśmiechnęłam się lekko.
- I ty nie możesz powiedzieć nikomu z nich, zgoda? - zapytał z nadzieją.
- Hmm, Rocky'ego i Rylanda widziałam dwa razy w życiu, Rikera i Rossa raz i na razie nie zapowiada się, abym z ktorymś z nich miała się spotkać... Bądźcie spokojni. - powiedziałam uśmiechnięta. Cóż... Niestety nie widziałam się z nikim z nich więcej razy, a szkoda, bo na przykład z Rylandem czy Rocky'm zaczełam się świetnie dogadywać, cóż... To przyjaciele Ellingtona, na pewno jeszcze nie raz się z nimi zobaczę. - Ale ja przyszłam po mój telefon, spadam. - pomachałam im i jak najszybciej wyszłam z kuchni.
Siedziałam u siebie dobre kilka godzin. Od kiedy tu jestem praktycznie cały czas siedziałam w swoim pokoju. W końcu dziś miałam tego dość i mimo, że dochodziła już wieczorna godzina, postanowiłam gdzieś wyjść. Postanowiłam najpierw się przebrać: ubrałam ciemno-czerwoną bluzkę z koronkowym tyłem, czarne rurki, do tego czarne botki na szpilce. Poprawiłam swój makijaż i zeszłam na dół, gdzie był Ell. Dla odmiany z Rydel przeszli do salonu, tak więc właśnie tam przeszłam. Spojrzałam na nich, 'ale nie, oni nie są razem', pomyślałam widząc ich niemalże wyulonych w siebie.
- Ekhem... - obydwoje od razu odsuneli się od siebie. Rydel zilustrowała mnie wzrokiem.
- Tak? - zapytał Ellington.
- Wychodzę. - powiedziałam szybko i wróciłam na korytarz.
- Chwila, chwila... - wstał i podszedł do mnie.  - A dokąd to? O tej porze? - zapytal poważnie. Co on, chce być jak mój ojciec?
- Poznać troche lepiej okolicę. Może jak poznam kogoś w miarę fajnego, przejdziemy się do jakiegoś baru. Spokojnie, nie martw się o mnie. - powiedziałam spokojnie.
- Chyba sobie żartujesz. - odparł poważnie.
- Daj spokój, nie mam pięciu lat...
- Masz siedemnaście, to tez nie dużo.
-  Nie jesteś moim ojcem, poznanie nowych osób, a później przejście się z nimi na piwo czy dwa chyba nie jest niczym...
- No chyba sobie żartujesz! - przerwał mi.
- Boo..? Przecież mam tylko rok do osiemnastki. Nie mówię, że pójdę od razu zalać się w trupa... Rany, tak trudno ci mi zaufać? - westchnełam cicho.
- Ale chyba zapomniałaś o jednym maałym szczególe. - spojrzałam na niego unosząc pytająco brwi. - Jesteś w ciązy? - A no tak... W sumie miał racje... Rany... Westchnełam ciężko ze smutną miną.
- Posłuchaj... Wiem, że może być ci tutaj nudno, bo znasz tutaj jeszcze mało osób... Nie zabronię ci nigdzie iść, ale... Pomyśl o swoim dziecku... Ehh... Ale i tak zrobisz, co zechcesz. - wzruszył ramionami. Miał rację, w ogóle nie powinnam myśleć o czymś takim.
- Masz rację... Dobra, wrócę do siebie. - powiedziałam zrezygnowana.
- Czekaj... Jutro spotykam się z Rikerem, Rocky'm, Rydel i jeszcze dwoma znajomymi. Chcesz iść z nami? - zapytał z uśmiechem. Właściwie miałam lekkie wątpliwości, aby z nimi się gdzieś wybrać, ale Ellington odezwał się przede mną: - Chcesz iść, ok. Super.
- Hej, jeszcze nic nie powiedziałam! - zaśmiałam się.
- Ale nie chyba i tak miałaś zamiar się zgodzić. - uśmiechnął się, pokręciłam głową, po czym podeszłam do niego i przytuliłam.
- Już niedługo przestaniesz się tutaj nudzić... Będzie lepiej, zapewniam się. - powiedział uśmiechniety, odwzajemniając uścisk.
- No dobra... - zrobiłam krok do tyłu. - To idę do siebie. - wzruszyłam ramionami, uśmiechnełam się lekko, po czym już bez słowa wróciłam na górę.

___


A więc w końcu dodalam. Od razu przepraszam za ewentualne błędy, ale dodaję z telefonu, a wszyscy wiemy, iż to nie takie proste... :) Również dodaję z opóźnieniem, ale to już wiąże się z moim życiem prywatnym i w sumie z małą motywacją... Dwa komentarze? Serio? No cóż... Jeśli tak będzie, to będe pewnie dodawała rozdziały nie częściej raz na miesiąc... Zobaczymy.

sobota, 5 kwietnia 2014

2. Sekret wyjawiony. Czekaj na resztę.

  Po dosłownie kilkunastu minutach byliśmy już u Ellingtona. Najpierw odprowadził mnie po domu, a następnie poprosił, abym wybrała sobie któryś z wolnych pokoi. Zdecydowałam sie na pokój, który najbadziej mi się spodobał i akurat sąsiadował z pokojem mojego kuzyna. On nie miał nic przeciwko, w wręcz przeciwnie. 
- To ja teraz cię zostawiam. Rozpakuj się i za jakieś dziesięć minut zejdźcie na dół, zgoda? - odparł z uśmiechem, powoli ruszając w stronę drzwi. 
- No jasne... - uśmiechnęłam się lekko, on już tylko przytaknął, całkiem wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Zostałam sama... Rozejrzałam się po pokoju i westchnęłam cicho. Wyciągnęłam z kieszeni spodni moją komórke, a tam dostrzegłam jedną, nową wiadomość, od... Dylana:
"Jak tam słoneczko? Twój kuzyn już wie?". Nienawidzę go... Wiem, że to dosyć dziwne, bo jeszcze niedawno był moim najlepszym przyjacielem, a teraz... Ale po tym wszystkim... Przecież przez niego ojciec mnie tu wysłał, chociaż teraz... Kiedy poznałam już Ellingtona, wcale nie mam mu tego za złe. Usiadłam na łóżku, odłożyłam, a raczej rzuciłam telefon za siebie, schowałam twarz w dłoniach i po prostu zaczęłam płakać. To było mimowolne na myśl o tym wszytskim. Dobrze wiedziałam, że się spóźniam i Ell na mnie czeka, ale nie chciałam się stąd ruszać. I w sumie nie musiałam, bo po kilku minutach usłyszałam pukanie do drzwi.
- Olivia?.. - usłyszałam głos mojego kuzyna. Uśmiechnęłam się lekko, ale wraz ze spływającymi łzami uśmiech zniknął. Nic nie odpowiedziałam, dlatego brunet wszedł do pokoju. 
- Olivia, czy wszystko w... Porządku? - zapytał cicho, podchodząc do mnie. Tylko sprzecznie pokręciłam głową i szybko otarłam swoje łzy. Ratliff bez słowa podszedł do mnie i usiadł obok. 
- No dobra... Co jest? - zapytał z wyraźną troską w głosie. To było kochane. Nie widzieliśmy się prawie dziewięć lat, a on już tyle dla mnie zrobił. Chociażby zgodził się, abym u niego zamieszkała, a to już tak wiele, a teraz jeszcze się o mnie martwi. Spojrzałam na Ellingtona i wziełam głęboki oddech. 
- Ale nie wiesz, dlaczego tutaj jestem... - powiedziałam trochę niepewnie. 
- Zaczełaś imprezować, więc twój tata postanowił wysłać cię do mnie, bo jego całymi dniami nie było w domu... - uśmiechnął się lekko, ale uśmiech szybko znikną, kiedy sprzecznie pokręciłam głową. 
- I myślisz, że jeszcze wysłałby mnie do ciebie? Dwudziestoletniego kuzyna? Który w dodatku mieszka sam? Nie... Bo chodzi o to, że... Chodzi o Dylana, był moim przyjacielem, nawet kimś więcej, był dla mnie jak brat... Ale tak, przez niego zaczęłam imprezować, pić i w ogóle... Ale raz... - tutaj sie zaciełam, nie widziałam, jak mu to powiedzieć, ale mimo wszystko chciałam. 
- Raz co? - zapytał delikatnie. 
- Raz piliśmy tylko we dwójkę, ja i on i... O rany, jak mam to powiedzieć? Przestałam się z nim... - wyznałam i spuściłam wzrok. Ell wyraźnie był zaskoczony. 
- To dlatego twój tata cię tu wysłał? - zapytał niepewnie, a po moich policzkach już zaczeły płynąć łzy. 
- Nie zupełnie... Przez ten jeden raz... Teraz jestem w ciąży...- dokończyłam i od razu się rozpłakałam. Ratliff bez chwili wahania mnie przytulił, a ja również się do niego przytuliłam. W takiej ciszy siedzieliśmy przez dłuższą chwilę, w końcu odsunęłam sie od niego i otarłam swoje łzy, tym samym swój rozmazany makijaż. 
- Już rozumiem... - przerwał ciszę i położył mi dłoń na ramieniu. 
- Wiem, co możesz teraz o mnie myśleć, ale... Uwierz mi... Gdybym wtedy nic nie piła... Gdybym była trzeźwa, za taką propozycję od razu dałabym mu w twarz i od razu wyszła... - powiedziałam cicho, taka była prawda, okropnie tego żałowałam i bałam się, co właśnie myśli sobie mój kuzyn. 
- Rozumiem... Naprawdę rozumiem i wierzę, że właśnie tak byś zrobiła... Ale cóż, niestety czasu już nie możemy cofnąć, ale mimo to jesteś teraz u mnie, jesteś ze mną... Dlatego chcę, abyś wiedziała, że na mnie możesz liczyć... Zawsze ci pomogę, teraz również. Jesteś w ciąży, ale nie martw się, będe starał się ci pomóc. Bez obaw, nie jesteś z tym sama. - uśmiechnał się przyjaźnie. To było coś... Już byłam mu bardzo wdzięczna, za chociażby słowa pocieszenia. Od ojca słyszałam tylko krzyki i słowa, jaka to ja nie jestem. Doceniałam to ze strony kuzyna. 
- Dziękuje ci... - szepnęłam.
- Nie ma sprawy... Jeśli będziesz chciała pogadać, pamiętaj, że mam pokój obok. - powiedział będąc cały czas uśmiechnięty. Jak on się ładnie uśmiechał.. 
- Wiesz, jestem już zmęczona... Chyba pójdę już spać. - odparłam cicho. 
- No jasne. - powiedział wstając z łóżka. - Zatem dobranoc. - dodał wchodząc. 
- Dobranoc... - powiedziałam cicho. Już po kilkunastu minutach byłam gotowa do snu... Cóż, właśnie dlatego nie chciałam znać Dylana. Kiedy tylko dowiedział się, że jestem w ciąży zerwał kontakt, zerwał przyjaźń, wszystko się rozpadło.. Dosyć długo o tym myślałam, ale w końcu zasnęłam. Rano... Była to może dziewiąta, kiedy do pokoju ostrożnie wszedł Ellington, na szczęście już nie spałam. Co robiłam? To głupie, ale czytałam o R5, chciałam trochę dowiedzieć się o zespole, w którym gra mój kuzyn, a bezpośrednio ich pytać nie chciałam, byłby mi głupio. 
- Już nie śpisz... Umm, przepraszam za te dosyć wczesną porę, ale...
- Spokojnie. - uśmiechnęłam się. 
- A więc... Wychodzę dziś z Rocky'm i...
- Czekaj... Co? Wy we dwójkę? Razem? - zaśmiałam się, byłoby słabo, gdyby okazało się, że są... Razem. Uciszyłam się i spojrzałam na bruneta, wyczekując jak najszybszej odpowiedzi z jego strony.
- Co? Nie, nie, nie... Nie myśl, że Rocky jest moim chłopakiem! - wyjaśnił i również się zaśmiał. Uff...
- A tak to zabrzmiało? 
- "Wychodzę z Rocky'm..."? Hmm, tak, to tak zabrzmiało. - odpowiedziałam, po czym się zaśmiałam.
- A w sumie... Cóż, w sumie to zrozumiałe. Ale spokojnie, Rocky i ja jesteśmy tylko najlepszymi przyjaciółmi, po prostu. - wyjaśnił i uśmiechnął się. 
- No jasne, teraz rozumiem. - przytaknęłam. To było było głupie, to znaczy moja reakcja, jak zawsze musiałam powiedzieć coś głupiego. 
- W każdym razie... Chcesz iść z nami? - zapytał miło i z uśmiechem. 
- A będzie tylko nasza trójka? - zapytałam po chwili. 
- Ta... To znaczy poźniej dojdzie jeszcze Ross i nasz znajomy James. - odpowiedział, przez chwile się zastanawiałam i ponownie spojrzałam na mojego kuzyna, który najwyraźniej wyczekiwał odpowiedzi. Wziełam głęboki oddech i po namyśle odpowiedziałam:
- A więc może lepiej nie. - z uśmiechem odmowilam. 
- Nie? - zdziwił sie. 
- Nie. Będzie tam czterech chłopaków, po co wam dziewczyna.  - zaśmiałam się cicho. 
- E tam. - pokręcił sprzecznie głową i uśmiechnął się z rozbawieniem. 
- Zróbcie sobie męski wypad czy coś. - uśmiechnęłam się szeroko. 
- Jesteś pewna? - zapytał dla pewności. To było miłe, Dylan brał mnie tylko na jakieś głupie imprezy. 
- Naa pewno. - przytaknęłam. 
- No dobrze... To zaraz wychodzę. - puścił mi oczko i wyszedł. Jeszcze mu pomachałam i westchnęłam cicho. Postanowiłam sie przebrać, tak też zrobiłam. Założyłam na siebie czarne jeansy rurki, granatową bokserkę z obowiązkowym dekoltem (tak, myślcie co chcecie), a na to czarny sweterek, po czym wziełam się za układane swoich włosów, później makijaż. Nie dało się ukryć, że ubierałam się troche wyzywająco i lubiłam mocny makijaż. Chociaż mówię teraz o tuszu do rzęs i kreski eleynerem na górze i na dole oczu, cóż... Bez tego nie z domu nie wychodzę, rownież bez bransoletek. Pózniej już założyłam kilka pierścionków (tak, to też) i po kilka bransoletek na ręce, aby mój kuzyn nie zauważył... Czegoś.... Kiedy byłam już 'gotowa' usiadłam na łóżku z telefonem w ręce. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi, więc powiedziałam ciche 'proszę' i wtedy do środka wszedł Elly. 
- To ja wychodzę. Dwie sprawy: jakby coś, to czuj się tu, jak u siebie, to chyba oczywiste. A i... - wyciągnął z kieszeni spodni klucz, który od razu mi podał. - Tylko nie zgób. - uśmiechnał się. - Jakby coś, to dzwoń, tu masz mój numer. - podał mi tym razem małą karteczkę z jakimiś dwoma numerami. 
- Jasne, a co to za drugi numer? - zapytałam zastanawiając sie. 
- Ten drugi jest do Rikera. Gdybym ja jakoś nie odbierał, dzwoń do niego. - wyjaśnił. 
- Nie ma problemu, to ty od razu zapisz sobie mój. - powiedziałam, po czym podyktowałam mu swój numer. - Dobra, ale ten numer jest do Rikera, ale dlaczego na przykład nie do Rocky'ego albo Rylanda? - zapytałam po chwili. 
- Bo to Riker, to on jest najodpowiedzialniejszy. - wyjaśnił. 
- No jasne... - kiwnęłam głową. 
- A dlaczego akurat oni? Rocky? - uśmiechnał sie z lekka rozbawiony. 
- Co? - zaśmiałam się. 
- Spodobał ci się? - zapytał dwukrotnie unosząc brwi. W sumie... Rocky był w porządku, w sumie słodki też jest, ale.. Nie. 
- Co? Nie! - ponownie sie zaśmiałam. - Jest... Miły, jest spoko, ale to wszystko. - wyjaśniłam. 
- Tak, tak, jasne... Mów, co chcesz, ja wiem swoje. W każdym razie... Ja wychodzę, na razie. - uśmiechnał się i wyszedł. Westchnęłam cicho i najpierw zapisałam oba numery. Po chwili usłyszałam, że Ell wychodzi, więc wyszłam z pokoju i poszłam do kuchni, a raczej ją znalazłam. Kiedy weszłam do pomieszczenia usłyszałam dźwięk mojej komórki. Moja pierwsza myśl? Ell. Moze dlatego od razu odebrałam, ale to okazało się być błędem..
- Ell, o co chodzi? - zapytałam lekko uśmiechnieta.
- Ell to twój nowy chłopak? - o nie... Usłyszałam doskonale znajomy mi głos, od razu chciałam się rozłączyć, ale wiedziałam, że i tak będzie chciał dzwonić znowu. 
- Dyland... Co chcesz? - zapytałam od razu poważniejąc. 
- Chciałem usłyszeć twój głos, to wszystko.
- No oczywiście, ale tak serio, czego chcesz? Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - odparłam niechętnie, a do moich oczu napłyneły łzy. 
- Spokojnie, chcę tylko porozmawiać, może się spotkamy? - zaproponował spokojnie. 
- Nie, nie mam ochoty cię widzieć.. - pomijając fakt, że ja jestem w Californii, a on w Nowym Yorku. 
- O daj spokój! Tylko jedna rozmowa. - co mu tak zależało? Nie, nie miałam zamiaru się zgodzić. Co to to nie. Przez ostatni miesiąc się do mnie nie odzywał, a teraz chce się spotkać?
- Zapomnij. - nadal nie miałam zamiaru się zgadzać. 
- O rany... Chodzi ci o to, że ostatnio się nie odzywałem? Przecież mogłaś napisać, zadzwonić... - poważnie? Miałam ochotę teraz rzucić tym telefonem. 
- Posłuchaj mnie, nie mam zamiaru się z tobą spotykać. Daj spokój i tak, chodzi między innymi o to. - dopowiedziałam i nie czekając na żadną reakcje z jego strony, rozłączyłam sie. Na moje nieszczęście w tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi. Przez chwile wahalam się, czy otworzyć, ale ostatecznie postanowiłam to zrobić.

---

Więc... Dodaję drugi rozdział. Widziałam raczej brak zainteresowania pod ostatnim, więc raczej motywacji nie miałam... Cóż, kolejny... Zapewne w maju...

wtorek, 4 marca 2014

1. Nowe miejsce, nowi znajomi... Nowe, lepsze życie?

   Idealne życie. Tak, takie było moje. Moi rodzice byli ze sobą bardzo szczęśliwi, zresztą jak i ze mną. Byliśmy szczęśliwą rodziną. Moja mama nie pracowała, więc zajmowała sie mną, ojciec był dyrektorem największej firmy w kraju, ale mimo to spędzał z nami mnóstwo czasu, a jego na jego konto co chwila wpływały duże sumy, więc o to nie musieliśmy się martwić. Od dziecka uczyłam się tańczyć, później śpiewać, grać na pianinie i gitarze. Byłam jedynaczką, więc rodzice po prostu mnie rozpieszczali. Wszystko było po prostu idealne, rodzina często nas odwiedzała, ja osobiście miałam mnóstwo dobrych znajomych i swoich przyjaciół. Ale wiadomo, nie mogłam żyć tak idealnie. 
Kiedy miałam dwanaście lat, razem z rodzicami miałam wypadek samochodowy, ja przeżyłam, mój tata też, ale mama niestety nie... Po tym tata przestał sobie radzić, całe dnie spędział poza domem, w firmie, więc ja musiałam zająć sie sobą. Kiedy miałam piętnaście lat pokłóciłam się z moją najlepszą przyjaciółką, wtedy poznałam jego... Z Dylandem szybko sie zaprzyjaźniliśmy. Mimo, że wszyscy twierdzili, że on ma na mnie zły wpływ... Właściwie to on nauczył mnie imprezować i pić. Wiedziałam, że ze mną źle się dzieje, ale wiedziałam też, że nie mam dla kogo się zmieniać. Dopiero pewnej nocy stało się TO. Kiedy ojciec dowiedział się, co się ze mną dzieje, co zrobiłam zaczął się o to wszystko obwiniać. Szczerze? Słusznie. Nie było go przy mnie, kiedy naprawdę go potrzebowałam, po śmierci mamy oddaliłam się od moich przyjaciół, a on nie umiał mi pomóc. Ale mimo to, że obwiniał się za to, był również zły, okropnie zły, a w końcu oznajmił mi, że wyjeżdżam stąd. Z Nowego Yorku do Californii. To miało oznaczać, że będe musiała zostawić Dylana, a to był dla mnie koszmar. Miałam zamieszkać (przynajmniej do osiemnastych urodzin) u mojego kuzyna - Ellingtona. Hmm, kiedy byliśmy młodsi bardzo często się widywaliśmy, razem śpiewaliśmy... To było chyba najlepsze wspomnienie związane z nim. Ell był ode mnie cztery lata starszy, więc kiedy ja miałam dziewięć, on dwanaście. Wtedy widziałam go chyba poraz ostatni, a szkoda. 
~*~
   Po długim locie w końcu mój samolot wylądował. Na lotnisku miał czekać na mnie kuzyn, miło, bo w nie miałam pojęcia, jak on może teraz wyglądać. Z tego co pamiętam, w wieku dwunastu lat do najpiękniejszych nie należał, więc teraz mogło być tylko gorzej, bo domyślałam sie, że raczej się nie wyrobił, a przeciwnie. Kiedy miałam już swoje bagaże ruszyłam za tłumem, w końcu doszłam do miejsca, gdzie podobno miał czekać Ellington. Szłam trochę zagubiona, wzrokiem szukałam chłopaka. Szłam z nadzieją, że jakoś go rozpoznam. W końcu podszedł do mie wysoki i przystojny brunet. Spojrzałam na niego niepewnie i lekko uśmiechnęłam się słysząc jego głos:
- Olivia? - zapytał, na co przytaknęłam. Czyżby to miał być mój kuzyn?! To chyba nie możliwe, że jest aż tak przystojny. 
- Tak, a ty... Pewnie jesteś Ellington? - zapytałam z nadzieją w głosie. 
- Co? Nie... - a jednak. Czar prysł. - Ratliff się spóźni. Ja mam cię zabrać. - oznajmił uśmiechnięty. Tak, czyli to byłoby zbyt piękne, gdyby ktoś z mojej rodziny wyglądał, jak on. 
- Zapomnij, nie znam cię, nigdzie z tobą nie idę. - powiedziałam pewnie. Chociaż w sumie... On zna mojego kuzyna... Można by lepiej się z nim poznać, dlaczego by nie? 
- Dobra, jestem Rocky, jestem najlepszym przyjacielem twojego kuzyna. On miał coś do załatwienia, więc poprosił mnie, abym cie przywiózł. - wymaśnił z uśmiechem. Ale on się ładnie uśmiechał. 
- Serio? Skoro on nie mógł, to dlaczego jego rodzice po mnie nie przyjechali? - zapytałam zakładając ręke za ręke, a brunet od razu lekko posmutniał. 
- To ty nie wiesz...? Jego rodzice zgineli... Prawie dziewięć lat temu... - wyjaśnił cicho. Poczułam się okropnie, chociaż wolałam coś takiego chlapnąć tutaj niż przy Ellingtonie. Dziewięć? Hmm... To by wyjaśniało, dlaczego od dziewięciu lat ich u nas nie było... 
- O rany... Ja nie...
- Nie wiedziałaś. - dokończył za mnie i ponownie się uśmiechnął. - Kiedy miał te dwanaście lat zaopiekowali się nim jego dziadkowie, a kiedy miał dziewitnaście oni zmarli... Teraz żyje na własną ręke i... Z tego, co wiem teraz będziesz z nim. - dokończył z delikatnym uśmiechem. 
- Rozumiem... - kiwnęłam głową. 
- To jak, jedziemy? - zapytał unosząc pytająco brwi. 
- Nie. - odpowiedziałam pewnie. - Poczekam tu sobie na Ellingtona. - upierałam się. 
- Jesteś uparta. - stwierdził. - To może do niego zadzwonię i on ci to wyjaśni? - zaproponował. 
- A skąd ja będe wiedziała, że to akurat jego głos? Nie słyszałam go od dziewięciu lat, pewnie głos mu się zmienił... Nie. - upierałam się dalej. Tak, byłam nieufna, nawet bardzo. Hmm, pewnie zastanawiacie się, co z Dylanem? Powiedzmy, że przed moim wyjazdem zachował się jak kompletny dupek. Teraz nie chcę go znać. 
- A wiesz jak będzie wyglądał? Może to jednak ja? Hmm? Nie pomyślałaś? - uśmiechnął się z lekka ironicznie. 
- Dobra, chodź już, tylko nie gadaj. - powiedziałam szorstko i ruszyłam przed siebie. Chłopak od razu ruszył za mną i wyręczył mnie biorąc bagaże. Spojrzałam na niego bez słowa. Wyszliśmy i udaliśmy się w stronę parkingu. Brunet zatrzymał sie przed czarnym Porsche i schował do bagażnika wszystkie moje walizki, następnie podszedł do mnie i otworzył drzwi. 
- Tutaj też będziesz się tyle upierać? - zapytał uśmiechnięty. On chyba szybko nie tracił humoru. 
- Bardzo chcętnie bym to zrobiła, jednak jestem zmęczona i sobie odpuszczę. - wywrócilem teatralne oczami i wsiadłam do pojazdu. Chłopak wescthnął cicho, zamknął za mną drzwi i zajął miejsce obok mnie, kierowcy i ruszył. Przez pierwsze chwili jechaliśmy w ciszy, dopiero brunet ją przerwał, włączając radio. Słysząc piosenkę od razu szeroko się uśmiechnął. 
- Znasz te piosenkę? - zapytał z... Nadzieją? 
- Nie...- w ogóle jej nie kojarzyłem. Cóż w Nowym Yorku najwyraźniej słucha się czegoś innego. 
- Poważnie? - zapytał lekko zawiedziony. No poważnie, poważnie kochany. 
- Tak... Nie mam pojęcia, co to za piosenka ani wykonawca. - wzruszyłam bezradnie ramionami. - Hmm... A kto to śpiewa? - zaciekawiło mnie to. 
- W tym momencie? Ja. - uśmiechnął sie. 
- Poważnie?! - zapytałam zdziwiona. Czy to było bardzo głupie, kiedy powiedziałam, że kompletnie jej nie znam? Chyba tak. Na pewno, to było po prostu głupie. 
- No tak... Teraz z bratem, teraz z siostrą... A teraz śpiewa mój młodszy brat. - powiedział zadowolony. 
- Czekaj... To ilu ty masz braci? I... Macie zespół? - naprawdę mnie to zaciekawiło. 
- Trzech, ale tylko dwójka należy do zespołu. - tłumaczył wesoły. 
- Hmm, czyli grasz z braćmi w zespole... I siostrą... - hmm, to fajnie. Wygląda na to, że oprócz tego, że jest przystojny to jeszcze utalentowany i taki wesoły... Podobny był Dylan... - Gracie tylko we czwórkę, czy jeszcze kotś z wami jest? - wypytywalam, ale to chyba lepsze niż siedzenie w ciszy.
- Nazywamy się R5, gram ja, mój starszy brat, Riker, starsza siostra, Rydel, młodszy brat Ross i Ellington. - uśmiechnął się szeroko. Zaraz zaraz... On powiedział, że mój Ellington... Że mój kuzyn gra w zespole? On zawsze lubił śpiewać... Grać na perkusji i gitarze, ale... On? Łał, miło, wygląda na to, że nie tylko ja jedna z rodziny mam jakiś talent... O ile można nazwać to talentem. 
- Serio? Ellington? - zapytałam lekko zdziwiona. 
- No tak. - przytaknął. Chyba lubi mówić o zespole, jest taki zadowolony i w ogóle... 
- Łał, ale... Wszyscy śpiewacie czy... 
- O niee... - przerwał mi z uśmiechem, tym samy ukazując... O nie... Dołeczki? Serio?! Czy on musi być taki... Doskonały?! - To jest tak: ja gram na gitarze, jestem znany jako muzyczny geniusz, ale to nie ważne. - musiał się pochwalić. To było słodkie, bo przy tym poprawił swoje włosy. - Mój starszy brat, Riker, gra na basie, pisze piosenki i śpiewa, ja zresztą też śpiewam i trochę piszę. Riker jest liderem grupy. Później jest Rydel, ona gra na keyboardzie i jest jedyną dziewczyną w zespole. Później Ross... On jest ode mnie młodszy, jest głównym wokalistą i gra na gitarze. No i Ell... Gra na perkusji i troche śpiewa. Traktujemy go, jak brata, nie przyjaciela czy coś. To my, ja i Ratliff jesteśmy ci zabawni w zespole. - jeszcze zabawny... Serio?! Tak, chwal się jeszcze bardziej. Zaśmiałam się. 
- Ale Ell w zespole... 
- Zdziwiona? - zapytał wesołym tonem swojego głosu. 
- Tak... Poza tym ostatni raz widziałam go dziewięć lat temu, rany... - przewróciłam oczami. 
- No tak... Widzisz, Ell uwielbia grać na perkusji... 
- Rozumiem... Ale powiedz mi jeszcze jedno... - tak, jest coś, co nie dawało mi spokoju. 
- O co chodzi? - zapytał i kątem oka spojrzał na mnie, prowadził, więc nie mógł dowoli się rozglądać. 
- Dlaczego R5? Rozumiem, że ty i twoje rodzeństwo jesteście na "R", ale Ell nie. - to było dla mnie dziwne. Swoją drogą bardzo kReatywna rodzina. 
- Bo Ratliff. - krótkie to wyjaśnienie, ale przynajmniej zrozumiałe. 
- No jasne... - kiwnęłam głową na znak zrozumienia i westchnęłam cicho. 
- Czekaj... Czyli, że ty... Olivia Ratliff?! - zapytał rozbawiony. 
- Nie no, wczas się zorientowałeś. - zaśmiałam się z refleksu Rocky'ego. -  A ty jesteś Rocky...? 
- Rocky Lynch. - uśmiechnął sie, poważniejąc, ale nie na długo, bo po chwili uśmiech ponownie zawitał na jego twarzy. 
- Rocky Lynch... Ładnie. - uśmiechnęłam się lekko. Rocky był naprawdę fajny, pomimo to, że prawie w ogóle go nie znałam. Chciałam, aby mój kuzyn też taki był... Po krótkiej zatrzymaliśmy się pod domem. 
- Jesteśmy. - oznajmił uśmiechnięty. - Jak tylko Ell wróci zabierze cię do siebie. - dodał wysiadając z samochodu. Ja również wysiadłam. 
- Jasne... Twoi rodzice w domu? - zapytałam niepewnie, nie chciałam znowu wyjść na idiotkę, jak na przykładzie rodziców Ellingtona. 
- Nie na szczęście nie. - odpowiedział szybko i podeszliśmy do drzwi. 
- Na szczęście? - ups. Powiedziałam coś nie tak? 
- Bo chyba nie lubisz opowiadać co u ciebie, o sobie, swojej rodzinie, bla, bla, bla..? - miał rację, przytaknęłam. - No właśnie, ale spokojnie, powinien niedługo się tu pojawić... A z nim moi bracia. - wyciągnął z kieszeni klucze, otworzył drzwi wpuszczając mnie do środka i sam wszedł za mną. Poczułam, że z Rocky'm będe dobrze się dogadywać. 
- Tutaj... - uśmiechnął sie, tym razem nie głupkowato, tylko przyjaźnie i weszliśmy do salonu. Usiedliśmy razem na sofie. 
- Posłuchaj Rocky... Bardzo dziękuje, że w ogóle zgodziłeś się pomóc Ellingtonowi. I że nie zostawiłeś mnie na tym lotnisku, kiedy nie chciałam iść. - powiedziałam z delikatnym uśmiechem. 
- Nie ma sprawy... Ell to mój najlepszy przyjaciel, zawsze mu pomogę, a ty jesteś jego kuzynką, musiałem to zrobić. - odparł patrząc w moje oczy. Nie mam pojęcia, co sie wtedy stało, ale obydwoje zaczęliśmy się do siebie przybliżać. TO by się stało, gdyby nie jedno: usłyszeliśmy, że ktoś wszedł do domu, a następnie męskie śmiechy. Odsunęłam się trochę od niego i spojrzałam w stronę wejścia do salonu. Byłam zdenerwowana, nie ukrywałam tego. 
- Rocky! Jesteśmy! - krzyknął jakiś blondyn, który wszedł do pomieszczenia. 
- Ty stąd idź, wołaj tu Ell'a. - zaśmiał się Rocky. 
- O rany, przecież idzie. - odpowiedział rozbawiony, a za nim weszło trzech chłopaków... Mężczyzn. Blondyn i dwóch brunetów. Tego wcześniejszego blondyna już nie liczyłam, bo wiedziałam, że to nie mój kuzyn. Spojrzałam najpierw na blondyna, a następnie na brunetów. Oh błagam, niech żaden z nich nie będzie moim kuzynem...
- Olivia..? - odezwał się jeden z brunetów i zrobił kilka niewielkich kroków w moją stronę.  Czy on jest moim kuzynem..? Nie... Tylko nie on. 
- Ellington? - uśmiechnęłam się lekko i wstałam z miejsca, następnie od razu do niego podeszłam i bez większego zastanowienia mocno przytuliłam, brunet rownież mnie przytulił i uśmiechnał się. Wszyscy stali uśmiechnięci, to było dziwne, ale niech patrzą. Spojrzałam na uśmiechniętego, wysokiego blondyna, strzelałam, że to Riker, uśmiechnęłam się do niego lekko, a następnie spojrzałam na bruneta obok. Przez chwilę po prostu patrzyliśmy sobie w oczy. Później uśmiechnęłam się lekko. 
- Nawet nie wiesz, jak bardz cieszę się, że tu jesteś. - szepnął i odsunął się trochę ode mnie.
- Ty nawet nie wiesz, jak ja bardzo cieszę się, że w ogóle zgodziłeś się mnie przyjąć... Gdyby nie ty, ojciec pewnie wysłał by mnie do jego rodziny, do Kansas lub jakiegoś internatu czy coś. - powiedziałam lekko uśmiechnięta i wescthnęłam cicho. 
- A właściwie... Dlaczego cię tutaj wysłał? - zapytał niepewnie. 
- Mama zmarła pięć lat temu... Zmieniłam się... Nie umiałam sobie z tym radzić, a jego praktycznie w ogóle nie było... Poznałam pewnego Dylana, który według mojego ojca strasznie mnie zmienił i kiedy dowiedział się o tym, że... O tym, postamowił mnie gdzieś wysłać. - wyjaśniłam, a w miedzy czasie cała 'ekipa' spoważniała. Jaka szkoda, że nie mogłam powiedzieć mu całej prawdy...  
- No jasne, rozumiem.. - przytaknął. I rozumiał, w końcu on również stracił rodziców, nie wiem, jak on sobie z tym poradził... 
- W każdym razie, mam nadzieję, że tutaj dobrze sie poczujesz. - dodał. Poczułam, jakbym znała go całe życie, a przecież nie widziałam go od prawie dziewięciu lat. To kupa czasu. 
- Na pewno tak będzie... - uśmiechnęłam sie i spojrzałam na kuzyna. 
- A właśnie, od razu... Przy nich, chcę cię uprzedzić, że dosyć często nie będzie mnie w domu...
 - O daj spokój Ell, kuzynka zawsze może wbijać z tobą. - przerwał mu blondyn. To on pierwszy wszedł do salonu. Tak... 
- Spoko, jeśli tylko będziesz chciała, nie ma problemu. Ale głównie chodziło mi o to, że oni również będą częstymi gośćmi u nas. - wyjaśnił z uśmiechem. 
- Fascynujące... Dzięki, że nas chociaż przedstawiłeś. - zaśmiał sie ten sam blondyn i usiadł obok Rocky'ego na sofie. 
- A tak... To Ross. - powiedział patrząc na blondyna. - Obok jest, jak już pewnie wiesz Rocky, to Riker. - wskazał na drugiego blondyna. Czyli dobrze strzeliłam. - I Ryland. - wskazał drugiego bruneta. - Jest jeszcze Rydel, jej już dziś chyba nie zobaczysz, ale na pewno jeszcze będziesz miała okazję. - wyjaśnił. Z uwagą wysłuchałam wszystkich słów chłopaka, starając się zapamiętać, kto jest kim (?). 
- Więc... Miło mi was wszystkich poznać. - uśmiechnęłam się. Spojrzałam na każdego po kolei. 
- Dobra Olivia, pewnie jesteś już zmęczona podróżą. Wracajmy już. - oznajmił z pogodnym uśmiechem. On też miał dołeczki?! Serio?! Dlaczego wszyscy obecni muszą być tacy przystojni? A zwłaszcza mój kuzyn? Super...
- Tak, chodźmy... - powiedziałam trochę nieśmiało. 
- A Ratliff... To nasz jutrzejszy wypad nadal aktualny? - zapytał Rocky. 
- No jasne. - odpowiedział i obydwoje ruszyliśmy w stronę wyjścia. Któryś z chłopaków na chwile zatrzymał Ell'a i chyba myśląc, że nic nie usłyszę powiedział ciche: " Twoja kuzynka t niezła laska.". Zaśmiałam się słysząc to. Wyszłam, a zaraz za mną Ellington i Rocky, którzy przenieśli moje walizki z samochodu Rocky'ego do Ell'a. Pożegnałam się z Rocky'm, Ratliff również, a następnie weszłam do samochodu. 

~*~
Dodałam ten pierwszy rozdział... Mam nadzieje, że wam się spodoba i blog będzie czytany przez więcej osób niż poprzedni... Z góry informuje, że zapewne blog będzie raczej dramatem, ale sądzę, że i inne wątki się przewiną. Więc... Jeśli już to czytasz - pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza, to naprawde motywuje ;) 

sobota, 1 marca 2014

Cześć!

Jestem Amelia, możecie jakoś kojarzyć mnie z bloga One Last Dance, którego przed momentem usunęłam. Powód? Coś mi w nim nie wyszło... Poza tym i tak planowałam go na nie więcej niż 10-12 rozdziałów, więc myślę, że wielkiej straty nie ma.  W każdym razie postanowiłam założyć drugiego bloga, ale tutaj nie będzie trochę inaczej... To znaczy blog według mnie będzie inny niż reszta, po pierwsze głównym bohaterem (jak w większości) nie będzie Ross, nie będzie też żadnej Raury, Rai czy Bóg wie, czego jeszcze... To będzie typowy blog o R5, w szczególności poświęcony jednemu członkowi, ale o kogo chodzi dowiecie się dopiero przy okazji pierwszego rozdziału, którego powinnam dodać w najbliższych dniach :) 
Zainteresowani? Mam nadzieję, że będziecie chcieli czytać dalej :)

~ Amelia :)