wtorek, 4 marca 2014

1. Nowe miejsce, nowi znajomi... Nowe, lepsze życie?

   Idealne życie. Tak, takie było moje. Moi rodzice byli ze sobą bardzo szczęśliwi, zresztą jak i ze mną. Byliśmy szczęśliwą rodziną. Moja mama nie pracowała, więc zajmowała sie mną, ojciec był dyrektorem największej firmy w kraju, ale mimo to spędzał z nami mnóstwo czasu, a jego na jego konto co chwila wpływały duże sumy, więc o to nie musieliśmy się martwić. Od dziecka uczyłam się tańczyć, później śpiewać, grać na pianinie i gitarze. Byłam jedynaczką, więc rodzice po prostu mnie rozpieszczali. Wszystko było po prostu idealne, rodzina często nas odwiedzała, ja osobiście miałam mnóstwo dobrych znajomych i swoich przyjaciół. Ale wiadomo, nie mogłam żyć tak idealnie. 
Kiedy miałam dwanaście lat, razem z rodzicami miałam wypadek samochodowy, ja przeżyłam, mój tata też, ale mama niestety nie... Po tym tata przestał sobie radzić, całe dnie spędział poza domem, w firmie, więc ja musiałam zająć sie sobą. Kiedy miałam piętnaście lat pokłóciłam się z moją najlepszą przyjaciółką, wtedy poznałam jego... Z Dylandem szybko sie zaprzyjaźniliśmy. Mimo, że wszyscy twierdzili, że on ma na mnie zły wpływ... Właściwie to on nauczył mnie imprezować i pić. Wiedziałam, że ze mną źle się dzieje, ale wiedziałam też, że nie mam dla kogo się zmieniać. Dopiero pewnej nocy stało się TO. Kiedy ojciec dowiedział się, co się ze mną dzieje, co zrobiłam zaczął się o to wszystko obwiniać. Szczerze? Słusznie. Nie było go przy mnie, kiedy naprawdę go potrzebowałam, po śmierci mamy oddaliłam się od moich przyjaciół, a on nie umiał mi pomóc. Ale mimo to, że obwiniał się za to, był również zły, okropnie zły, a w końcu oznajmił mi, że wyjeżdżam stąd. Z Nowego Yorku do Californii. To miało oznaczać, że będe musiała zostawić Dylana, a to był dla mnie koszmar. Miałam zamieszkać (przynajmniej do osiemnastych urodzin) u mojego kuzyna - Ellingtona. Hmm, kiedy byliśmy młodsi bardzo często się widywaliśmy, razem śpiewaliśmy... To było chyba najlepsze wspomnienie związane z nim. Ell był ode mnie cztery lata starszy, więc kiedy ja miałam dziewięć, on dwanaście. Wtedy widziałam go chyba poraz ostatni, a szkoda. 
~*~
   Po długim locie w końcu mój samolot wylądował. Na lotnisku miał czekać na mnie kuzyn, miło, bo w nie miałam pojęcia, jak on może teraz wyglądać. Z tego co pamiętam, w wieku dwunastu lat do najpiękniejszych nie należał, więc teraz mogło być tylko gorzej, bo domyślałam sie, że raczej się nie wyrobił, a przeciwnie. Kiedy miałam już swoje bagaże ruszyłam za tłumem, w końcu doszłam do miejsca, gdzie podobno miał czekać Ellington. Szłam trochę zagubiona, wzrokiem szukałam chłopaka. Szłam z nadzieją, że jakoś go rozpoznam. W końcu podszedł do mie wysoki i przystojny brunet. Spojrzałam na niego niepewnie i lekko uśmiechnęłam się słysząc jego głos:
- Olivia? - zapytał, na co przytaknęłam. Czyżby to miał być mój kuzyn?! To chyba nie możliwe, że jest aż tak przystojny. 
- Tak, a ty... Pewnie jesteś Ellington? - zapytałam z nadzieją w głosie. 
- Co? Nie... - a jednak. Czar prysł. - Ratliff się spóźni. Ja mam cię zabrać. - oznajmił uśmiechnięty. Tak, czyli to byłoby zbyt piękne, gdyby ktoś z mojej rodziny wyglądał, jak on. 
- Zapomnij, nie znam cię, nigdzie z tobą nie idę. - powiedziałam pewnie. Chociaż w sumie... On zna mojego kuzyna... Można by lepiej się z nim poznać, dlaczego by nie? 
- Dobra, jestem Rocky, jestem najlepszym przyjacielem twojego kuzyna. On miał coś do załatwienia, więc poprosił mnie, abym cie przywiózł. - wymaśnił z uśmiechem. Ale on się ładnie uśmiechał. 
- Serio? Skoro on nie mógł, to dlaczego jego rodzice po mnie nie przyjechali? - zapytałam zakładając ręke za ręke, a brunet od razu lekko posmutniał. 
- To ty nie wiesz...? Jego rodzice zgineli... Prawie dziewięć lat temu... - wyjaśnił cicho. Poczułam się okropnie, chociaż wolałam coś takiego chlapnąć tutaj niż przy Ellingtonie. Dziewięć? Hmm... To by wyjaśniało, dlaczego od dziewięciu lat ich u nas nie było... 
- O rany... Ja nie...
- Nie wiedziałaś. - dokończył za mnie i ponownie się uśmiechnął. - Kiedy miał te dwanaście lat zaopiekowali się nim jego dziadkowie, a kiedy miał dziewitnaście oni zmarli... Teraz żyje na własną ręke i... Z tego, co wiem teraz będziesz z nim. - dokończył z delikatnym uśmiechem. 
- Rozumiem... - kiwnęłam głową. 
- To jak, jedziemy? - zapytał unosząc pytająco brwi. 
- Nie. - odpowiedziałam pewnie. - Poczekam tu sobie na Ellingtona. - upierałam się. 
- Jesteś uparta. - stwierdził. - To może do niego zadzwonię i on ci to wyjaśni? - zaproponował. 
- A skąd ja będe wiedziała, że to akurat jego głos? Nie słyszałam go od dziewięciu lat, pewnie głos mu się zmienił... Nie. - upierałam się dalej. Tak, byłam nieufna, nawet bardzo. Hmm, pewnie zastanawiacie się, co z Dylanem? Powiedzmy, że przed moim wyjazdem zachował się jak kompletny dupek. Teraz nie chcę go znać. 
- A wiesz jak będzie wyglądał? Może to jednak ja? Hmm? Nie pomyślałaś? - uśmiechnął się z lekka ironicznie. 
- Dobra, chodź już, tylko nie gadaj. - powiedziałam szorstko i ruszyłam przed siebie. Chłopak od razu ruszył za mną i wyręczył mnie biorąc bagaże. Spojrzałam na niego bez słowa. Wyszliśmy i udaliśmy się w stronę parkingu. Brunet zatrzymał sie przed czarnym Porsche i schował do bagażnika wszystkie moje walizki, następnie podszedł do mnie i otworzył drzwi. 
- Tutaj też będziesz się tyle upierać? - zapytał uśmiechnięty. On chyba szybko nie tracił humoru. 
- Bardzo chcętnie bym to zrobiła, jednak jestem zmęczona i sobie odpuszczę. - wywrócilem teatralne oczami i wsiadłam do pojazdu. Chłopak wescthnął cicho, zamknął za mną drzwi i zajął miejsce obok mnie, kierowcy i ruszył. Przez pierwsze chwili jechaliśmy w ciszy, dopiero brunet ją przerwał, włączając radio. Słysząc piosenkę od razu szeroko się uśmiechnął. 
- Znasz te piosenkę? - zapytał z... Nadzieją? 
- Nie...- w ogóle jej nie kojarzyłem. Cóż w Nowym Yorku najwyraźniej słucha się czegoś innego. 
- Poważnie? - zapytał lekko zawiedziony. No poważnie, poważnie kochany. 
- Tak... Nie mam pojęcia, co to za piosenka ani wykonawca. - wzruszyłam bezradnie ramionami. - Hmm... A kto to śpiewa? - zaciekawiło mnie to. 
- W tym momencie? Ja. - uśmiechnął sie. 
- Poważnie?! - zapytałam zdziwiona. Czy to było bardzo głupie, kiedy powiedziałam, że kompletnie jej nie znam? Chyba tak. Na pewno, to było po prostu głupie. 
- No tak... Teraz z bratem, teraz z siostrą... A teraz śpiewa mój młodszy brat. - powiedział zadowolony. 
- Czekaj... To ilu ty masz braci? I... Macie zespół? - naprawdę mnie to zaciekawiło. 
- Trzech, ale tylko dwójka należy do zespołu. - tłumaczył wesoły. 
- Hmm, czyli grasz z braćmi w zespole... I siostrą... - hmm, to fajnie. Wygląda na to, że oprócz tego, że jest przystojny to jeszcze utalentowany i taki wesoły... Podobny był Dylan... - Gracie tylko we czwórkę, czy jeszcze kotś z wami jest? - wypytywalam, ale to chyba lepsze niż siedzenie w ciszy.
- Nazywamy się R5, gram ja, mój starszy brat, Riker, starsza siostra, Rydel, młodszy brat Ross i Ellington. - uśmiechnął się szeroko. Zaraz zaraz... On powiedział, że mój Ellington... Że mój kuzyn gra w zespole? On zawsze lubił śpiewać... Grać na perkusji i gitarze, ale... On? Łał, miło, wygląda na to, że nie tylko ja jedna z rodziny mam jakiś talent... O ile można nazwać to talentem. 
- Serio? Ellington? - zapytałam lekko zdziwiona. 
- No tak. - przytaknął. Chyba lubi mówić o zespole, jest taki zadowolony i w ogóle... 
- Łał, ale... Wszyscy śpiewacie czy... 
- O niee... - przerwał mi z uśmiechem, tym samy ukazując... O nie... Dołeczki? Serio?! Czy on musi być taki... Doskonały?! - To jest tak: ja gram na gitarze, jestem znany jako muzyczny geniusz, ale to nie ważne. - musiał się pochwalić. To było słodkie, bo przy tym poprawił swoje włosy. - Mój starszy brat, Riker, gra na basie, pisze piosenki i śpiewa, ja zresztą też śpiewam i trochę piszę. Riker jest liderem grupy. Później jest Rydel, ona gra na keyboardzie i jest jedyną dziewczyną w zespole. Później Ross... On jest ode mnie młodszy, jest głównym wokalistą i gra na gitarze. No i Ell... Gra na perkusji i troche śpiewa. Traktujemy go, jak brata, nie przyjaciela czy coś. To my, ja i Ratliff jesteśmy ci zabawni w zespole. - jeszcze zabawny... Serio?! Tak, chwal się jeszcze bardziej. Zaśmiałam się. 
- Ale Ell w zespole... 
- Zdziwiona? - zapytał wesołym tonem swojego głosu. 
- Tak... Poza tym ostatni raz widziałam go dziewięć lat temu, rany... - przewróciłam oczami. 
- No tak... Widzisz, Ell uwielbia grać na perkusji... 
- Rozumiem... Ale powiedz mi jeszcze jedno... - tak, jest coś, co nie dawało mi spokoju. 
- O co chodzi? - zapytał i kątem oka spojrzał na mnie, prowadził, więc nie mógł dowoli się rozglądać. 
- Dlaczego R5? Rozumiem, że ty i twoje rodzeństwo jesteście na "R", ale Ell nie. - to było dla mnie dziwne. Swoją drogą bardzo kReatywna rodzina. 
- Bo Ratliff. - krótkie to wyjaśnienie, ale przynajmniej zrozumiałe. 
- No jasne... - kiwnęłam głową na znak zrozumienia i westchnęłam cicho. 
- Czekaj... Czyli, że ty... Olivia Ratliff?! - zapytał rozbawiony. 
- Nie no, wczas się zorientowałeś. - zaśmiałam się z refleksu Rocky'ego. -  A ty jesteś Rocky...? 
- Rocky Lynch. - uśmiechnął sie, poważniejąc, ale nie na długo, bo po chwili uśmiech ponownie zawitał na jego twarzy. 
- Rocky Lynch... Ładnie. - uśmiechnęłam się lekko. Rocky był naprawdę fajny, pomimo to, że prawie w ogóle go nie znałam. Chciałam, aby mój kuzyn też taki był... Po krótkiej zatrzymaliśmy się pod domem. 
- Jesteśmy. - oznajmił uśmiechnięty. - Jak tylko Ell wróci zabierze cię do siebie. - dodał wysiadając z samochodu. Ja również wysiadłam. 
- Jasne... Twoi rodzice w domu? - zapytałam niepewnie, nie chciałam znowu wyjść na idiotkę, jak na przykładzie rodziców Ellingtona. 
- Nie na szczęście nie. - odpowiedział szybko i podeszliśmy do drzwi. 
- Na szczęście? - ups. Powiedziałam coś nie tak? 
- Bo chyba nie lubisz opowiadać co u ciebie, o sobie, swojej rodzinie, bla, bla, bla..? - miał rację, przytaknęłam. - No właśnie, ale spokojnie, powinien niedługo się tu pojawić... A z nim moi bracia. - wyciągnął z kieszeni klucze, otworzył drzwi wpuszczając mnie do środka i sam wszedł za mną. Poczułam, że z Rocky'm będe dobrze się dogadywać. 
- Tutaj... - uśmiechnął sie, tym razem nie głupkowato, tylko przyjaźnie i weszliśmy do salonu. Usiedliśmy razem na sofie. 
- Posłuchaj Rocky... Bardzo dziękuje, że w ogóle zgodziłeś się pomóc Ellingtonowi. I że nie zostawiłeś mnie na tym lotnisku, kiedy nie chciałam iść. - powiedziałam z delikatnym uśmiechem. 
- Nie ma sprawy... Ell to mój najlepszy przyjaciel, zawsze mu pomogę, a ty jesteś jego kuzynką, musiałem to zrobić. - odparł patrząc w moje oczy. Nie mam pojęcia, co sie wtedy stało, ale obydwoje zaczęliśmy się do siebie przybliżać. TO by się stało, gdyby nie jedno: usłyszeliśmy, że ktoś wszedł do domu, a następnie męskie śmiechy. Odsunęłam się trochę od niego i spojrzałam w stronę wejścia do salonu. Byłam zdenerwowana, nie ukrywałam tego. 
- Rocky! Jesteśmy! - krzyknął jakiś blondyn, który wszedł do pomieszczenia. 
- Ty stąd idź, wołaj tu Ell'a. - zaśmiał się Rocky. 
- O rany, przecież idzie. - odpowiedział rozbawiony, a za nim weszło trzech chłopaków... Mężczyzn. Blondyn i dwóch brunetów. Tego wcześniejszego blondyna już nie liczyłam, bo wiedziałam, że to nie mój kuzyn. Spojrzałam najpierw na blondyna, a następnie na brunetów. Oh błagam, niech żaden z nich nie będzie moim kuzynem...
- Olivia..? - odezwał się jeden z brunetów i zrobił kilka niewielkich kroków w moją stronę.  Czy on jest moim kuzynem..? Nie... Tylko nie on. 
- Ellington? - uśmiechnęłam się lekko i wstałam z miejsca, następnie od razu do niego podeszłam i bez większego zastanowienia mocno przytuliłam, brunet rownież mnie przytulił i uśmiechnał się. Wszyscy stali uśmiechnięci, to było dziwne, ale niech patrzą. Spojrzałam na uśmiechniętego, wysokiego blondyna, strzelałam, że to Riker, uśmiechnęłam się do niego lekko, a następnie spojrzałam na bruneta obok. Przez chwilę po prostu patrzyliśmy sobie w oczy. Później uśmiechnęłam się lekko. 
- Nawet nie wiesz, jak bardz cieszę się, że tu jesteś. - szepnął i odsunął się trochę ode mnie.
- Ty nawet nie wiesz, jak ja bardzo cieszę się, że w ogóle zgodziłeś się mnie przyjąć... Gdyby nie ty, ojciec pewnie wysłał by mnie do jego rodziny, do Kansas lub jakiegoś internatu czy coś. - powiedziałam lekko uśmiechnięta i wescthnęłam cicho. 
- A właściwie... Dlaczego cię tutaj wysłał? - zapytał niepewnie. 
- Mama zmarła pięć lat temu... Zmieniłam się... Nie umiałam sobie z tym radzić, a jego praktycznie w ogóle nie było... Poznałam pewnego Dylana, który według mojego ojca strasznie mnie zmienił i kiedy dowiedział się o tym, że... O tym, postamowił mnie gdzieś wysłać. - wyjaśniłam, a w miedzy czasie cała 'ekipa' spoważniała. Jaka szkoda, że nie mogłam powiedzieć mu całej prawdy...  
- No jasne, rozumiem.. - przytaknął. I rozumiał, w końcu on również stracił rodziców, nie wiem, jak on sobie z tym poradził... 
- W każdym razie, mam nadzieję, że tutaj dobrze sie poczujesz. - dodał. Poczułam, jakbym znała go całe życie, a przecież nie widziałam go od prawie dziewięciu lat. To kupa czasu. 
- Na pewno tak będzie... - uśmiechnęłam sie i spojrzałam na kuzyna. 
- A właśnie, od razu... Przy nich, chcę cię uprzedzić, że dosyć często nie będzie mnie w domu...
 - O daj spokój Ell, kuzynka zawsze może wbijać z tobą. - przerwał mu blondyn. To on pierwszy wszedł do salonu. Tak... 
- Spoko, jeśli tylko będziesz chciała, nie ma problemu. Ale głównie chodziło mi o to, że oni również będą częstymi gośćmi u nas. - wyjaśnił z uśmiechem. 
- Fascynujące... Dzięki, że nas chociaż przedstawiłeś. - zaśmiał sie ten sam blondyn i usiadł obok Rocky'ego na sofie. 
- A tak... To Ross. - powiedział patrząc na blondyna. - Obok jest, jak już pewnie wiesz Rocky, to Riker. - wskazał na drugiego blondyna. Czyli dobrze strzeliłam. - I Ryland. - wskazał drugiego bruneta. - Jest jeszcze Rydel, jej już dziś chyba nie zobaczysz, ale na pewno jeszcze będziesz miała okazję. - wyjaśnił. Z uwagą wysłuchałam wszystkich słów chłopaka, starając się zapamiętać, kto jest kim (?). 
- Więc... Miło mi was wszystkich poznać. - uśmiechnęłam się. Spojrzałam na każdego po kolei. 
- Dobra Olivia, pewnie jesteś już zmęczona podróżą. Wracajmy już. - oznajmił z pogodnym uśmiechem. On też miał dołeczki?! Serio?! Dlaczego wszyscy obecni muszą być tacy przystojni? A zwłaszcza mój kuzyn? Super...
- Tak, chodźmy... - powiedziałam trochę nieśmiało. 
- A Ratliff... To nasz jutrzejszy wypad nadal aktualny? - zapytał Rocky. 
- No jasne. - odpowiedział i obydwoje ruszyliśmy w stronę wyjścia. Któryś z chłopaków na chwile zatrzymał Ell'a i chyba myśląc, że nic nie usłyszę powiedział ciche: " Twoja kuzynka t niezła laska.". Zaśmiałam się słysząc to. Wyszłam, a zaraz za mną Ellington i Rocky, którzy przenieśli moje walizki z samochodu Rocky'ego do Ell'a. Pożegnałam się z Rocky'm, Ratliff również, a następnie weszłam do samochodu. 

~*~
Dodałam ten pierwszy rozdział... Mam nadzieje, że wam się spodoba i blog będzie czytany przez więcej osób niż poprzedni... Z góry informuje, że zapewne blog będzie raczej dramatem, ale sądzę, że i inne wątki się przewiną. Więc... Jeśli już to czytasz - pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza, to naprawde motywuje ;) 

2 komentarze:

  1. O, a to coś nowego :D Blog zapowiada się świetnie, czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Po prostu brak słów! Rozdział genialny! Świetnie się zapowiada :3 Nie mogę się doczekać następnego ;* I zapraszam do mnie ;) http://love-story-of-R5.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń